Popełniłem ostatnio pewną zmianę. Zmianę w moim życiu, w sposobie pracy.
Małą, ale też jak się okazało niesamowicie istotną. I co ważne – co mogę powiedzieć z perspektywy czasu – najlepszą małą zmianę od bardzo dawna.
Zrezygnowałem z listy todo.
Mówię to jako człowiek w pełni zakochany w idei produktywności, GTD i innych nowomodnych określeniach na robienie miliona rzeczy w sposób umożliwiający niezwariowanie.
Z Nozbiego rezygnować nie zamierzam. Mam w nim rzeczy prywatne, które muszę robić w pewnych cyklach. Mam w nim listę rzeczy związanych z pracą. Taki backlog; rzeczy, którymi warto kiedyś się zająć. Lub rzeczy, o których warto pamiętać i raz na jakiś czas się o nie upomnieć.
Ale na co dzień? Nie. Na co dzień mam kalendarz. I notes.