Czas nie rozciąga się niczym guma. Liczba godzin w ciągu doby nie wzrasta wprost proporcjonalnie do liczby rzeczy do zrobienia. Liczba dni tygodnia nie wzrasta wraz z kolejnymi dodawanymi wydarzeniami w kalendarzu.
To tak nie działa.
Wziąłem na siebie ostatnio trochę więcej zadań
Gdzieś w jakimś podcaście podsłuchałem wywiad z pewnym prezesem kilkusetosobowej firmy. Wspominał on o tym, że dziennie realizuje trzy zadania, na nich się skupia i na nich mu zależy. Reszta dnia i tak się wypełnia sama – bo tak to już na takim stanowisku jest.
Poczułem się dziwnie. Ja robię jedno zadanie dziennie. A reszta wypełnia się sama.
Czyżbym był jakiś nader leniwy albo mniej produktywny?
Zmieniłem swoje nawyki. Zamiast jednego zadania na dzień, rozplanowałem sobie trzy zadania dziennie. A reszta miała się wypełnić sama.
Tydzień minął.
I cieszę się, że nie zmieniłem nazwy boarda w swoim trello z one thing at a time, na three things (…). Bo po tygodniu wróciłem do jednego zadania na dzień.
I pewnie, że czasem robię dwa ważne, duże zadania, czasem trzy, a czasem cztery. Ale czasem. To, co dla mnie ważne to to jedno zadanie. I tylko one. Jeśli czasem zrobię więcej – ok. Jeśli tylko je – też ok.
Najbardziej podobała mi się odpowiedź ów prezesa na pytanie „a czemu akurat trzy zadania?”. „A tak sobie wymyśliłem.” – odpowiedział.
Czemu u mnie jedno zadanie na dzień? Ano dlatego, że tak sobie właśnie wymyśliłem.
Człowiek sam sobie z tego nie da sprawy. Musi z tego wyrosnąć
Do pewnego momentu w życiu, każdy z nas ładuje sobie do kalendarza, notesu, dziennika, czy innej maści listy todo zadań tyle, ile tylko kartka, długopis, czy klawiatura udźwignie. I w którymś momencie przestajemy tak robić. A przynajmniej powinniśmy przestać.
I nie chodzi o worklife balance, bycie dziwnym millenialsem, czy tego typu podszepty domorosłych dziennikarzy „biznesowych”, którzy na siłę szukają sensacji tam gdzie jej nie ma. Chodzi o swoistą mądrość, która przychodzi z czasem. Mądrość, która przychodzi wraz z wiekiem. Mądrość, która podpowiada nam: czas nie jest z gumy, życie masz tylko jedno, a im więcej rzeczy bierzesz sobie na głowę, tym gorzej wszystkie je zrealizujesz.
Nigdy nie spodziewałem się, że na liście rzeczy do zrobienia będę miał jedną ważną rzecz. A jednak mam. I mimo to jestem produktywny na maxa.
80/20 Principle
Ja tę zasadę znam jako regułę Wilfredo-Pareto. Ostatnio jednak w wywiadzie u Tima Ferrisa, Richard Koch stwierdził, że taka nazwa mu się nie podobała i wymyślił nową: zasadę 80/20. Nie wiem o co chodzi, że tak sobie człowiek bierze regułę wymyśloną przez kogoś innego, nadaje jej nową nazwę i pisze na jej temat książkę. Po czym książka ta sprzedaje się w grubo milionowych nakładach.
Niemniej jednak jakby tej reguły, czy zasady nie nazwać, idea jest dokładnie ta sama: 20% wysiłku generuje 80% efektów. Albo inaczej: 20% projektów generuje 80% zysku. I odwrotnie.
I ja w to również bezsprzecznie wierzę. Skupienie się na 20% najważniejszych rzeczy i w dużej mierze zapomnienie o pozostałych 80% (lub pozbycie się ich w jakikolwiek inny sposób), wygeneruje mi wystarczająco „zysku”. A gdyby tak skupić się jeszcze mocniej lub wyłącznie na tych 20%, które dają 80% – wychodzę na tym jeszcze lepiej.